XXV Zjazd Klubowy - Beskid Wyspowy - kwiecień 2010

Tomek

 

JUBILEUSZ W LUBOGOSZCZY – DWUDZIESTY PIĄTY JUBILEUSZOWY ZJAZD KLUBU GÓRY-SZLAKI – BESKID WYSPOWY - 23-25.04.2010

RELACJONUJE Tom-pi4


No i nadeszła ta chwila! Wyjazd z Łodzi na 25 jubileuszowy Zjazd Klubu Góry-Szlaki. Godzina "0" to 10:15. Ruszamy z Madziulką w stronę Katowic. Jedziemy wolno, bez pośpiechu. O 13:10 jesteśmy pod Spodkiem. Wysiadamy z auta aby rozprostować obolałe po podróży nogi i nagle rozlega się leniwy dzwonek telefonu. To Grochu, który już na nas czeka w umówionym miejscu. Krótkie powitanie, pakowanie bagażu do auta i ruszamy dalej do jakże upragnionej bazy noclegowej na stokach malowniczego Lubogoszcza. Wjeżdżamy na A4 w stronę Krakowa i ponownie rozbrzmiewa dzwonek telefonu. Tym razem dzwoni Admin-Królik. Od razu zapada cisza w aucie, nawet radio samo ucichło, w końcu taka osobistość dzwoni na mój telefon Królik pyta gdzie jesteśmy. Okazuje się, że tylko 30 kilometrów przed nim na A4. Umawiamy się na Orlenie przed Balicami. Tam wspólna już kawka, pierogi jedzone przez Królika i jego syna Mateusza (ale był ubaw jak młody podbierał pierogi ojcu ), śmiechy, chichy i ruszamy dalej. W Kasince Małej jesteśmy około 16. Znajdujemy drogę na Lubogoszcz, parkujemy auta w miejscu załatwionym przez grzegorza65 (dzięki Grzesiu za zorganizowanie postoju!), plecaki na plecy i ruszamy. Kto mi do cholery do tego plecaka tyle napchał. Do bazy docieramy po około 30 minutach. Zaglądam do plecaka, a tam faktycznie tylko samo wyjazdowe minimum. Od razu zostajemy bardzo serdecznie przywitani przez obsługę Bazy Noclegowej Lubogoszcz. Ulokowani zostajemy w "Domku Instruktorskim" Zajmujemy pokoje i po kilkudziesięciu minutach wychodzimy już rozluźnieni i zauroczeni pięknem bazy noclegowej. Krótki obchód aby zorientować się co się tam znajduje. Okazuje się, że Baza "Lubogoszcz" to bardzo fajne miejsce z ponad 100 miejscami noclegowymi, miejscem na ognisko, własną stołówką oraz boiskami do piłki nożnej, kosza i siatkówki. Po kilkudziesięciu minutach docierają do nas Iwon, HalinkaŚ i grzegorz65. Gorące przywitanie i niekończące się rozmowy Do kolacji, która zamówiona była na 19 było jeszcze sporo czasu i wpadliśmy na pomysł rozegrania meczu siatkówki. Ja z Królikiem przeciwko HalinceŚ, Grochowi i młodemu Królikowi No i kto mógł wygrać? Oczywiście, że kierownictwo Po jakimś czasie docierają do nas Daku z Anią i Antosiem oraz dorcia. O 19 zasiadamy do kolacji. Zupka pomidorowa, ziemniaczki, schabowy i zasmażana kapustka smakują niesamowicie po całym dzionku na samym Macu Po kolacji dzwonimy do reszty osób, które miały dotrzeć w piątek wieczorem. Okazało się, że większość jest już niedaleko i dlatego decydujemy się z Królikiem na zejście na dół po resztę. Nawet nie wiedziałem, że zjedzenie przez Królika zasmażanej kapusty tak da mi się we znaki w drodze na dół Na dole spotykamy ninika z żoną Marzeną,DawidaR, Beatę, natkę z siostrą Alicją. Ruszamy do góry. Wieczór upływa na pogaduchach do późnej nocy. W końcu po długim dniu kładziemy się spać
Rano w sobotę pobudka o 8. Szybkie mycie, pakowanie plecaka na wyjście i o 9 stawiamy się na stołówce na śniadaniu. Jajeczko i wędlinka palce lizać. W międzyczasie dociera do nas reszta ekipy, m. in. doris z kolegą Adamem, mirrors, heatcliff z żoną i córką, Mały i Paula. Około 10 wyjeżdżamy z Kasinki Małej do Rabki Zaryte. Tam parkujemy auta koło cmentarza, krótkie zamieszanie związane z zamawianiem jedzonka u znajomego masarza oraz przestawianie aut przez Daku i koło 11 ruszamy na Luboń Wielki żółtym szlakiem, tak zwaną Percią Borkowskiego. Z początku szlak prowadzi polną drogą między wiejskimi zabudowaniami, później wkracza w las aby po około godzinie dotrzeć do gołoborzy podobnych do tych łysogórskich i skałek idealych do wspinaczki. Parę razy na gołoborzach i w skałkach gubimy szlak ale docieramy na Luboń po 1:45 godziny. Na szczycie meldują się wszyscy za wyjątkiem Królika i Iwon. Docierają do nas po około 45 minutach. Okazało się, że pomylili na dole drogi i stracili trochę czasu ale w zamian spotkali RafałaS, który dotarł w ostatniej chwili do Rabki i miał zamiar gonić nas na szlaku. Na Luboniu odpoczywamy dłuższą chwilę, podziwiamy piękne widoki, focimy oraz dodatkową atrakcję stanowi dla nas paralotniarz, który po 30 minutach walki ze sprzętem wzbija się w powietrze, zahaczając o czubki drzew przy naszym płochliwym ale pełnym podziwu "och"! Jeszcze zbiorowa fotka i ruszamy czerwonym szlakiem na Przełęcz Glisne. Tylko Daku z Anią i Antosiem oraz heatcliff z rodziną decydują się na zejście innymi szlakami. Szlak do przełęczy jest bardzo przyjemny i najpierw prowadzi zalesionymi stokami Lubonia, a później polnymi drogami. Docieramy na przełęczy i kierujemy się zielonym szlakiem na Strzebel. I tu chcę wam powiedzieć jedno! Ten szczyt zapamiętam do końca życia i myślę, że nie tylko ja. Ale po kolei Na szczyt jak to Wyspowym prowadzi piękna polno-leśna droga. Wejście zajęło nam około 1:20. PO drodze przebiegła obok mnie Paula z krzykiem na ustach "dorwać Małego". O co w ogóle chodzi? Okazało się, że Mały jak to Mały, wyrwał do przodu i zabrał ze sobą w plecaku wodę Pauli i dziewczyna prawie padła z pragnienia. Na szczycie znajduje się prowizoryczny drewniany ołtarz oraz tablica pamiątkowa z wizyty Jana Pawła II. Rozsiadamy się na szczycie i nagle słyszymy warkot silników. Koło nas przemyka chyba z 30 quadów Ale masakra, a przecież w górach szuka się spokoju No ale podobno jest jakiś rajd no i nic na to nie możemy poradzić. Dorwaliśmy jeszcze jakiegoś gościa z towarzyszką, chyba także życia, obwiesiliśmy go aparatami i focił nas grupowo Po kilkudziesięciu minutach odpoczynku zaczynamy schodzić. I nikt nie spodziewał się tego co później przeklinaliśmy. Początek zejścia to całkiem przyjemny szlak leśny. Zejście jak każde inne. Ale im niżej tym coraz bardziej stromo Ten kto ma zdrowe kolana to poleciał szybciej, a ja zostałem z Iwon i HalinkąŚ. Ostatnie 200 metrów to prawdziwa katorga dla nóg. Nachylenie chyba z 70 stopni, kamienie przykryte liśćmi i ciągła jazda na butach. Co niektórzy jeździli na tyłku. Grupa trochę na nas poczekała ale już później wszyscy schodzimy razem do Mszany Dolnej. Krótka podróż szosą do auta i powrót po resztę kierowców samochodem, przejeżdżamy do Rabki Zaryte po pozostawione rano samochody. Królik z grzegorzem65 poszli odebrać zamówionego prosiaka i kiełbasę na ognisko, a my po drodze zrobiliśmy zakupy na wieczorną wieczerzę Do Lubogoszcza dtarliśmy około 20 razem z gotową do pieczenia świnią. Rozpaleniem ogniska zajął się Mały, Adam i młody Królik. Poszło im błyskawicznie. Każdy przebierał z nogi na nogę bo nie mógł doczekać się pieczonego mięsiwa po całodziennej marszrucie. I w końcu się zaczęło. krojenie świeżo upieczonej świni, pyszne kiełbaski i steki no i nieodzowne przyogniskowe góroszlakowe śpiewanie. Na pierwszy ogień poszła oczywiście "Helka" (kto był na Turbaczu to wie, kto był w sobotę to też wie, a kto nie był i nie wie to niech żałuje ) i "Paloma", a później to już śpiewane było wszystko. Ognisko trwało do późnej nocy, w niesamowitej górskiej atmosferze, z ciągłymi rozmowami i nieustającym dobrym humorem uczestników.
W niedzielę nadszedł dzień pożegnania. Od rana większość ekipy wybrała się na Lubogoszcz, za wyjątkiem ninika, jego żony i DawidaR, heatcliffa z rodziną oraz Beaty, Adama i dorci. Szlak na Lubogoszcz to bardzo przyjemna beskidzka przechadzka, wśród pięknych lasów, drogą pełną kamieni i opadłych jesienią z drzew liści. Na szczycie znajduje się przypięta do drzew pinezkami kartka z napisem Lubogoszcz oraz miejsce na ognisko. Oczywiście nie zabrakło motocrossowców, którzy kręcili się po lesie Wycieczka na Lubogoszcz zajęła nam jakieś 4 godzinki. Nie spieszyliśmy się, bo każdy zdawał sobie sprawę, iż każda minuta przybliża nas do nieuchronnego pożegnania. Po zejściu na dół Mały z młodym Królikiem rozpalili jeszcze raz ognisko abyśmy mogli dojeść resztę pozostałego z poprzedniego dnia mięsa (a zostało tego sporo). Ilość była nie do przejedzenia. Na nasze zapasy załapała się jeszcze cała obsługa obiektu oraz grupa około 10 osób, która przyszła w miedzy czasie do bazy z pobliskiej Mszany. Biesiadowaliśmy jeszcze do 16 no i zapadła decyzja - wracamy do domów, koniec Zjazdu Zeszliśmy na dół, pożegnanie, życzenia szczęśliwej drogi no i wracamy I tak 25 Jubileuszowy Zjazd Klubu Góry-Szlaki przeszedł do historii. Uważam, że był to jeden z najlepiej zorganizowanych zjazdów na jakich byłem, nie zabrakło łazikowania po górach, co było chyba najważniejsze, bo dało nam ostro w kość no i oczywiście towarzystwo jak zawsze przednie. Nie mogę doczekać się kolejnego 26 zjazdu...

A teraz trochę prywaty i podziękowań:
Madziulce - za wytrwałość i niesamowitą chęć zdobywania nowych górek
Królikowi i grzegorzowi65 - za perfekcyjne i profesjonalne zorganizowanie Zajzdu
samemu grzegorzowi65 - za czarny szlak ze Strzebla - sam w życiu bym tam nie poszedł
Małemu - za dbanie o ognisko
HalinceŚ - za jak zawsze przepyszny tort lodowy
Iwon - za wiele kilometrów wspólnej wędrówki i wspieranie się w trudnych chwilach na tej k*** Strzeblu , RafałowiS - za ciągły uśmiech na twarzy i niesamowite poczucie humoru
Grochowi - za wspólną podróż i całej reszcie, za to że mogłem Was wszystkich poznać i spędzić niezapomniane chwile w górach.
Do następnego spotkania!!!

{gallery}piotrp/arch_zja/XXV{/gallery}