XXVIII Zjazd Klubowy - Beskid Sądecki - styczeń 2011

Piotrek

Relacja z XXVIII Zjazdu  Klubu Góry-Szlaki w Beskidzie Sądeckim

Autor: Ptoszek

Uczestnicy:

Malgo, ANG, Ardaryk, Patrycja, Anna, HalinkaŚ, XVROBVX, Kasia, Ania, Daku, Antoś, Katarynka, Grzegorz65, Sabina, Kobi, Viking, Dżola Ry, Grochu, Migotka, GosiaB, Paula, dexter1980, Marzena, Martineza75, Mike, Grzegorz, xaga, Grzegorz, Tompi4, Królik, Mateusz, AniaŻ, Dzwonek, Elizz, Otylia, Marzena, Pysiek, Andrzej83, Ninik, Doris, Staszek, Ptoszek, no i oczywiście pies Lebron

Nadszedł długo oczekiwany przez wielu klubowiczów dzień zjazdu. Miejsce naszego spotkania to Bacówka Pod Bereśnikiem w Beskidzie Sądeckim. Miejsce niezwykle klimatyczne, mające tzw." Duszę"

Uczestnicy zjeżdżali się już od czwartku, aby w piątek móc wyjść na zaplanowane trasy. W związku z przyjazdem w różnych porach, trasa na pierwszy dzień zaplanowana była bardzo lajtowo: Bereśnik- Dzwonkówka- Krościenko i powrót na schronisko. Kto dojechał w tym czasie to powędrował na szlak. Późnym popołudniem i wieczorem zorganizowaliśmy ognisko, pieczenie kiełbaski (dzięki Grochu za zafundowanie tego specjału ), potem powrót do schronu i wspólne biesiady. Tu poznajemy niepoznanych, zacieśniamy więzy, świetnie się przy tym bawiąc. Śpiewom i opowiastkom nie było końca. Ale trzeba iść grzecznie spać, bo rano o 6 pobudka, którą zarządziła organizatorka. Trasy na sobotę są bardzo wymagające, długie, a dzień krótki i trzeba się sprężać.

Sobota:

Pobudka, szybkie śniadanko i ludziska dzielą się na grupy. Jedni wędrują na Przehybę, inni na Wysoką. Trasy były tak ustalone, żeby każdy uczestnik mógł wybrać sobie to na co w danym momencie miał ochotę.

Kilka osób zostaje z powodów zdrowotnych w schronisku.

Około 9 rano po poprawie samopoczucia ze schronu wyrusza jeszcze trzecia ekipa zdobywać Wysoką od strony Palenicy.

Gdzieś w okolicach godziny 18 wszystkie ekipy schodzą do schroniska. Odpoczynek, prysznic, kolacja i rozpoczynamy oficjalną część zjazdu. Sobotni wieczór był pełen zabawy jak i powagi. Na samym początku odbyło się uroczyste powitanie przez toma-pi4 wszystkich uczestników zjazdu, i wręczeniu zwycięzcom konkursu fotograficznego nagród. Później HalinkaŚ przeprowadziła konkurs z wiedzy na temat Klubu i klubowiczów. Każda poprawna odpowiedź była nagradzana ,a najciekawszą nagrodę dostał najmłodszy uczestnik zjazdu Antoś. Był to piesek śpiewający piosenkę „Dubi….Dubi” która praktycznie do ostatniego klubowicza była „śpiewana”. Następnie był wyświetlany film pod tytułem „Na każde wezwanie Naczelnika……”. Po projekcji filmu wszyscy panowie wyszli z sali by się przebrać w białe koszule. Efekt był powalający, wszystkie kobiety zaczęły piszczeć z wrażenia, nie dziwota… mamy w końcu samych przystojniaków w Klubie. Pomysł ten narodził się w głowie Admina Królika i okryty był wielką tajemnicą.

Potem zaczęliśmy zajęcia integracyjne, trenowaliśmy Helkę, Palomę i Przeżyj to sam, aż do zachrypnięcia. Viking zainicjował fajną zabawę przy stole, do której włączyli się wszyscy uczestnicy. Zabawa trwała jeszcze długie godziny, ale co dobre szybko się kończy i trzeba było w końcu iść spać grzecznie do łóżeczek. Rano w planach Trzy Korony do zaszczytowania.

Niedziela.

W końcu trzeba się pogodzić z tym, że to ostatni dzień naszego zjazdu. Dzisiaj wstajemy trochę później, pakowanie, śniadanko i około 9 rano żegnamy się z uczestnikami zjazdu. Trochę smutno i przykro, ale przecież wiosenny zjazd już nie długo- znowu się spotkamy, by razem powędrować po szlakach.

***

Początek zjazdu

Autor: Malgo

Zauważyłam, że nikt nie został wyznaczony na opisanie samego początku zjazdu. Mam nadzieję, że nie będę odebrana jako nadgorliwiec, jeżeli napiszę kilka swoich zdań

CZWARTEK 20-01-2011

Przyjechałyśmy z Anią (ANG) do Szczawnicy ok. godziny 14:40. Nie miałyśmy pewności czy dotarcie do Bacówki pod Bereśnikiem będzie proste, zwłaszcza z ciężkimi plecakami, obawiałyśmy się, że będziemy błądzić i nie zdążymy tam dotrzeć przed zmrokiem. Nic bardziej mylnego  Rozpoznanie placu Dietla nie stanowiło żadnego problemu, potem oznakowanie do schroniska było bardzo dokładne. Podejście do samego źródełka, jeszcze wśród zabudowań, oraz do charakterystycznych skałek do tej pory wspominamy z Anią jako najbardziej mozolne, potem już idzie jak z płatka. Pod sam koniec szlaku przybiega do nas pies, byłam pewna, że to ten, o którym się dowiedziałam, że to stróż schroniskowy, ale nie, bo do Bacówki jeszcze 10 minut. Do schroniska docieramy o 15:40. Kiedy otwieramy drzwi, wita nas… cisza. Rozglądamy się z Anią niepewnie i kierujemy do świetlica. Tam są już Ania, Antoś i Daku. Nie dało się ich nie rozpoznać, bo Antosia chyba każdy przywołuje w pamięci po zjeździe, na którym był ostatnio. Pierwsze powitanie i zapoznanie się z trójką Klubowiczów oraz z bardzo miłym (na ogół) Jackiem z obsługi schroniska. Jacek zaprowadza mnie i Anię do naszego Pokoju Klubowego nr 8. Wita nas w nim niezły chłód, ale Jacek obiecuje, że za godzinę na pewno będzie cieplej, po czym wręcza nam po dwie kołdry (teraz wcale mnie to nie dziwi). Po rozpakowaniu plecaków wracamy do świetlicy na kolację (muszę podkreślić, że jedzenie w tym schronisku jest przepyszne a porcje ogromne – byłam w szoku po zeszłotygodniowym pobycie w Markowych Szczawinach). Dopiero ok. 16:40 się ściemnia i zaczyna być widok na pięknie oświetlony stok Palenicy. W „recepcji” otrzymaliśmy panoramę gór, które widać z okien Bacówki, staramy się rozpoznać, gdzie znajduje się jaka góra. Wieczór spędzamy bardzo miło z Anią, Antosiem i Daku. Gramy w karty, rozmawiamy, śmiejemy się i słuchamy gry na gitarze i śpiewu wspomnianego wcześniej Jacka.

PIĄTEK 21-01-2011

Około godziny 7 słyszymy, że docierają do schroniska kolejni forumowicze. Okazuje się, że byli to GosiaB, Martineza75, Tom-pi4 oraz pewnie parę innych osób, jednak to Tomek, Marta i Gosia byli pierwszymi, z którymi się przywitałam. Muszę zaznaczyć, że witaliśmy się jak starzy dobrzy znajomi, co było dla mnie niezwykle miłe, gdyż na zjeździe pojawiłam się pierwszy raz. Z każdą minutą pojawia się coraz więcej osób – Elizz, Migotka, później HalinkaŚ i Dżola Ry. Planowana godzina wyjścia na szlak to 11:00, jednak pora ta przeciąga się, więc z Anią – ANG oraz Martinezą75 wyruszamy we trójkę do Krościenka przez Dzwonkówkę. Śniegu na szlaku jest akurat, nie zapadamy się po kolana, nie ma kłopotu z przetarciem szlaku, bo do Dzwonkówki szli już wcześniej turyści. Na Bereśniku pstrykamy pamiątkowe fotki i wyruszamy dalej. Im jesteśmy wyżej, tym piękniejsze widoki na góry pokryte białym puchem. Samą Dzwonkówkę ciężko byłoby rozpoznać, gdyby nie była rozwidleniem szlaków na Przechybę, do Leska i do Krościenka. Słychać tam pracę pił mechanicznych, tylko to zakłóca przejmującą wszędzie i kojącą ciszę. Na szybko opowiadam o tym, że Dzwonkówka była miejscem wypasu owiec (nazwa pochodzi od dzwoneczków zawieszonych na szyjach owieczek) oraz że na południowym stoku chowano niegdyś… samobójców. Po sprawdzeniu na mapie rzeczywiście okazuje się, że na południu znajduje się góra o nazwie Wisielec. Po zjedzeniu drugiego śniadania ruszamy w stronę Krościenka, tutaj szlak już nie jest przedeptany, ale jak już wcześniej wspomniałam – śniegu jest tyle, co do kostek, więc idzie się bardzo wygodnie. W pewnym momencie szlak rozwidla się na drogę do Leska (ok. 3 h) i do Krościenka (ok. 1,5 h), mało co nie skierowałyśmy się do Leska Uratowało nas czujne oko Marty Niebawem mijamy piękną góralską chatkę, niestety nie wiem czy jest to GOPRówka, czy może chatka PPN, w przewodniku Pana Nyki nie ma opisu szlaku Bereśnik – Dzwonkówka – Krościenko, jednak z pewnością każdy, kto tamtędy szedł pamięta to miejsce Do Krościenka schodzi się bardzo szybko, miejscami czujemy, że zapadamy się w błotko. Cieszymy się, że spadł śnieg, bo bez niego szłoby się bardzo nieciekawie W pobliżu Krościenka mijamy ujęcie wody, szlak jest nazwany szlakiem błogosławionej hmm… Kingi? Może Marta lub Ania pamiętają – ja niestety nie

W Krościenku naszą przewodniczką jest Martineza75, dzięki niej docieramy przekraczając most do przystanku autobusowego. Na szczęście nie musimy długo czekać, po 5-10 minutach pojawia się autobus do Szczawnicy. Jeszcze tylko szybkie zakupy w Delikatesach i wracamy do Bacówki. Podejście po kilku godzinach maszerowania może być męczące, ale po pokonaniu tak naprawdę tylko 3-4 ostrzejszych podejść idzie się już bardzo przyjemnie. W Bacówce jest już wiele osób. Tworzą się komitety kolejkowe do prysznica a potem już tylko kolacja, biesiada i ognisko, podczas którego wielkim zaskoczeniem był dla mnie przyjazd Ptoszka – bardzo się ucieszyłam na jego widok Po pewnym czasie, kiedy już wszyscy porządnie zmarzliśmy, wracamy do schroniska i kontynuujemy śpiewy „Halinki Halinki” vel „Paloma Paloma”. Nawet już nie pamiętam o której położyliśmy się spać – a ja w swojej uroczej klubowej lodowni

Bardzo Wam dziękuję za ten cudowny czas! Bardzo żałuję, że w sobotę już nie dałam rady przejść całego szlaku a w niedzielę musiałam wrócić. Niestety zdrówko do tej pory mi szwankuje, ale warto było wyjechać, trochę pomarznąć. Nie mogę doczekać się kolejnego zjazdu

***

Sobotnia Wyprawa na Wysoką

Autor: Grzegorz

Uczestnicy: JolaR, Katarynka, Paula, Viking, Grzegorz

Nasza mała i zwarta 5-osobowa ekipa wyruszyła z parkingu przed Białą Wodą. Najpierw rozruszaliśmy nasze kości łagodnym szlakiem przechodząc wzdłuż wijącego się potoku wąwóz Białej Wody. Później przecięliśmy potok i długim, stromym podejściem doszliśmy do Przełęczy Rozdziela. Dalej szliśmy niebieskim szlakiem biegnącym wzdłuż granicy polsko-słowackiej. Szlak przebiega głównie lasem ale co jakiś czas wychodzi na otwartą przestrzeń i wtedy dostarczał nam niezapomnianych widoków na Beskid Sądecki oraz Pieniny. Coraz częściej też naszym oczom ukazywała się Wysoka, czyli cel naszej wędrówki. Tego dnia miała wyjątkowo srebrny kolor i wyglądała przepięknie. Kolejne godziny naszego marszu mijały a zmęczenie tego dnia nam nie doskwierało więc bez większych problemów dotarliśmy na najwyższy szczyt Pienin, solidnie zabezpieczony poręczami, skąd mieliśmy niezapomniane widoki. Na południu Magura Spiska, na zachód Pieniny z Trzema Koronami na czele, a na północ Beskid Sądecki z Radziejową gdzie była inna ekipa z naszego zjazdu. Tatry tego dnia niestety nie były zbyt widoczne przez niski pułap chmur i małą przejrzystość powietrza. Podczas gdy przebywaliśmy na szczycie tuż obok przechodził Ptoszek (ze swoją ekipą??), jednak nie było im dane ujrzeć tych wspaniałych widoków i poczuć się zdobywcą bo… „zgubili szlak”

Następnie poszliśmy w stronę Durbaszki, gdzie w Schronisku zjedliśmy pyszny obiad po czym zeszliśmy do Jaworek w okolicy wejścia do Wąwozu Homole. Do Szczawnicy powróciliśmy już o zmroku, co wykorzystałem na zrobienie kilku pięknych nocnych ujęć a później już tradycyjny „spacerek” do Bacówki na szlaku Szczawnica-Bereśnik 

***

Piatkowe Wyjście na Lubań

Autor: Dzwonek

Ekipa w składzie:

Katarynka, Pysiek, Ardaryk, Mike, Viking, Dzwonek

Spotykamy się w piątkowy przedświt na zakopiance i razem udajemy się z Przełęczy Snozka na Lubań - szczyt w zachodniej części Gorców. Pasażerowie schodzą do Krościenka, a kierowcy wracają po samochody tą samą trasą. Idąc krótszą trasą możemy z Mike'iem poczekać na szczycie na niewielkie okno pogodowe...

Do Chaty pod Bereśnikiem wszyscy docieramy późnym popołudniem.

W sobotę ekipa w składzie:

Ardaryk, Mike, Inka, Grzegorz65, Ninik, Dzwonek oraz Xaga i Grześ, którzy dojechali rano do Szczawnicy.

Wybieramy się na dość długą trasę i prawdę mówiąc nie miałam pewności czy znajdą się na nią chętni...

Raniutko schodzimy na parking pod Budowlanymi, gdzie już czekają Xaga i Grześ. Dwoma samochodami dojeżdżamy do Białej Wody, skąd ruszamy na Radziejową.

Spodziewane tego dnia okno pogodowe przeniosło się niestety w inne góry, a może to wieża była za niska...?

Po pamiątkowych fotkach zasuwamy na Przehybę, gdzie w schronisku urządzamy sobie solidny popas.

Jeszcze "tylko" 3 i pół godziny i powinniśmy na 18.00 wrócić do schroniska. Wróciliśmy, ale końcowy odcinek, czyli podejście na Dzwonkówkę popamiętamy długo... Po tej trasie nikt już o niej nie chce słyszeć, nawet Dzwonek

Chłopcy wyliczyli, że ta nasza pętla miała ok. 25 km długości i ponad 1100 m przewyższenia.

***

Niedzielne wyjście na Trzy Korony

Autor: Ardaryk

Wyjście rozpoczęło się z niewielkim opóźnieniem spowodowanym zmęczeniem po dwóch poprzednich intensywnych dniach a także chęcią uszczknięcia choć odrobiny snu w tę wolną jakby nie patrzeć niedzielę. No i jeszcze opóźnienie w dostarczeniu wrzątku tego poranka

Suma sumarum udało nam się zebrać i ok. godz. 9.00 wychodzimy już spakowani ze schroniska na Bereśniku.

Humory dopisują, choć pogoda nie zapowiada się za specjalnie. Ale nie ma lekko i czas ruszać. Zostawiamy samochody na parkingu i żółtym szlakiem z Krościenka udajemy się w górę. Nie spieszymy się, bo i po co...? Każdemu żal, że to już ostatni dzień, kiedy się widzimy w tak licznym gronie a miłe chwile dobiegają końca...

Na pierwszym skrzyżowaniu szlaków króciutki odpoczynek i wspólne zdjęcia. Ruszamy dalej... Każdy swoim tempem, więc grupa rozciąga się na kilkaset metrów. Ale nic to... Na szlaku i tak pusto, więc nikt nam nie przeszkadza. Pogoda zresztą też nas nie rozpieszcza. Sypie mokry śnieg i z każda chwilą pogarsza się widoczność, co daje się boleśnie odczuć już na szczycie, gdzie wita nas przejmujący, zimny wiatr i mgła. Okno pogodowe Dzwonka tym razem nie zaskoczyło i nici z ciekawych fotek.

Powoli zbieramy się na dół. Z nogi na nogę, metr za metrem nieubłaganie zbliżamy się do chwili, która następuje niedługo później, a więc do pożegnania. Takiej eksplozji uczuć i emocji Krościenko już chyba dawno nie widziało w jednym miejscu Uściskom, całusom i życzeniom powodzenia, szerokiej drogi itp, itd nie było końca. Jeszcze tylko pamiątkowe zdjęcie na krośnieńskim moście i czas ruszać w drogę...

To był piękny zjazd i piękne trzy dni we wspaniałym towarzystwie, za co wszystkim uczestnikom serdecznie raz jeszcze dziękuję...

 

{gallery}piotrp/arch_zja/XXVIII{/gallery}

Autorki zdjęć:  HalinkaŚ, Jola R,xaga