II Zjazd Klubowy- Beskid Żywiecki - czerwiec .2007

Michał

 

URWIJ MI TO... - DRUGI ZJAZD KLUBU GÓRY-SZLAKI - LIPNICA WIELKA - 07-10.06.2007

Do Zawoi Policzne udało mi się dostać bardzo szybko. Pogoda była wspaniała i bardzo zachęcała do pierwszego wejścia na Babią Górę. Z Zawoi Policzne musiałem jednak dojść jeszcze niebieskim szlakiem do Przełęczy Krowiarki, z której mogłem dopiero ruszyć na ten wspaniały szczyt. Na Przełęczy Krowiarki chwilę odpocząłem i kupiłem wielką kryształową kulę upamiętniającą tą wyprawę, po czym w ogromnym roju much zacząłem podejście Zubrzyckimi Stromizmami. Tego dnia to podejście było bardzo męczące ze względu na upał, który tam panował. Ale po 35 minutach znalazłem już się na Sokolicy, która wynagrodziła mi ten wysiłek przepięknymi widokami i wszechobecną, wspaniałą zielenią.

Tutaj obowiązkowo sfotografowałem skały na Sokolicy, które tworzą tutaj bardzo widokowe urwisko. Po nacieszeniu wzroku widokami, wolnym krokiem zacząłem zdobywać Babią Górę. Wchodząc coraz wyżej robiłem mnóstwo zdjęć skałkom, które z błękitem nieba były wspaniałym tematem na kolejne zdjęcia. Po zdobyciu szczytu Królowej Beskidów obowiązkowo zatrzymałem się tu na dłużej i porobiłem mnóstwo zdjęć we wszystkich kierunkach. Atrakcyjność tego szlaku podniosła tu pewna dziewczyna, która w białych japonkach, białej mini i przepasce zdobywała góry. Niewątpliwie zwracała uwagę każdego, kto szedł tym szlakiem. Po dłuższej przerwie na szczycie wybrałem zielony szlak do Lipnicy Wielkiej, gdzie miałem zarezerwowany nocleg z numerkiem 1014.

Zejście było bardzo przyjemne ponieważ, tutejsza zieleń na południowych stokach w zestawieniu ze skałami i błękitem nieba zachęcała mnie do dalszej wędrówki. Schodząc do ruin schroniska Beskidenverein, zauważyłem jeszcze duży płat śniegu, który wyglądał z całą zielenią dość dziwnie. Stąd też, położone 10m wyżej na wysokości 1640 m n.p.m., wypływa najwyżej położone źródło wody na Babiej Górze. Wtedy zauważyłem rodzinę, która była lekko zszokowana obecnością śniegu. Z dzieckiem w klapkach próbowali przejść przez ten płat śniegu, ale na szczęście im się udało i z pewnością była to ich pierwsza atrakcja na Babiej Górze.

Po przekroczeniu pozostałości bramy Beskidenverein ruszyłem w dół, mijając kolejno: trzy panie które były mocno zmęczone podejściem z Lipnicy Wielkiej (zapytały czy na szczycie też jest tyle much, bo dokuczały niemożliwie. Odpowiedziałem, że tam jest jeszcze więcej - a one na to, że myślały że jak jest więcej ludzi na szczycie to się rozłożą na mniejsze gromadki, ale niestety na szczycie było ich dużo więcej...), krzyż upamiętniający 4 ludzi, którzy zmarli tu tragicznie, Wolarnię, górną granicę lasów babiogórskich, deszczochron na granicy Babiogórskiego Parku Narodowego i zatrzymałem się na Krzywym Potoku, przez który trzeba było przejść.

Nabrałem tu również bardzo zimnej i krystalicznie czystej wody, która na te upały była idealna. Następnie szybkim krokiem już bez przygód dotarłem do Leśniczówki Stańcowa. I tu właśnie zobaczyłem, ze z nad Babiej Góry nadciągają gęste, czarne chmury. Po chwili zaczęło również grzmieć. Na szczęście dopiero po dojściu do mojej kwatery, zaczęło padać, a później przeszła tędy burza. Tego dnia nad Jabłonką przeszło potężne gradobicie niszcząc większość upraw...Umówiliśmy się z Grzegorzem i Asią, że zadzwonię do niego i się spotkamy u niego przy grillu. Burza szybko się zakończyła, więc Grzegorz przyjechał po mnie samochodem i pojechaliśmy w kierunku domu z numerem 477 co w przeliczeniu na kilometry dawało jakieś 6-7km na Pierwszy Klubowy Grill.

Początkowo Grzegorz miał problem z rozpaleniem grilla, bo cały był zalany po tej ulewie, ale po dłuższej chwili wszystko było już tak jak powinno. Dodam, również że przyjechała do niego znajoma z Kołobrzegu, która przywiozła na to spotkanie specjalny napój o nazwie Pomorzanka. Było to wino z czerwonych porzeczek, które było bardzo dobrze zrobione. Na dobry początek przygotowaliśmy 24 kiełbaski, których zapach unosił się pewnie pod samą Babią Górą. Przyznam, że spotkanie było bardzo miłe i tak poznałem kolejnych dwóch klubowiczów i forumowiczów. Po grillu przeszliśmy do pokoju Grzegorza, gdzie oglądaliśmy wspólnie zdjęcia Tatr na potrzeby serwisu oraz nasze spotkanie przy grillu. Wtedy również otrzymałem od grzegorza folder informacyjny o Lipnicy Wielkiej.

W tym pokoju poznałem także naszą klubową maskotkę - kota Kubusia, który od razu przypadł mi do gustu. Był bardzo miły. Nastała już późna godzina. Była już 22.17 i musiałem już powoli udawać się w kierunku mojej kwatery bo zaplanowałem sobie, że jutro o 4.00 rano pójdę zielonym szlakiem na szczyt Babiej Góry, po czym zejdę do Markowych Szczawin i żółtym szlakiem zwanym Akademicką Percią wejdę raz jeszcze na szczyt Diablaka. Grzegors i Asia w tym samym czasie mieli zaplanowane spotkanie z Panią z Kołobrzegu w Dolinie Strążyska. Grzegorz i Asia podwieźli mnie samochodem do kwatery nr 1014 i podziwialiśmy tym samym przepięknego Jowisza, który o tej porze świecił najmocniej na nocnym niebie...

Dzień drugi rozpocząłem już wędrówką od 4.40 rano. Bezchmurne niebo i ciepło zachęciło mnie do tak wczesnego wstania na szlaki. Po szybkim przygotowaniu się, ruszyłem 4km drogą lipnicką do Leśniczówki Stańcowa, z której zielonym szlakiem zacząłem podchodzić na Babią Górę. Przy porannej rosie i powiewającym wietrze bardzo szybko udało mi się zdobyć po raz pierwszy szczyt Diablaka tego dnia. Widoki ze szczytu były przepiękne, a tym bardziej, że Słońce dopiero górowało 2 godziny nad północno-wschodnią granicą horyzontu. Schodząc czerwonym szlakiem do Przełęczy Brona robiłem mnóstwo zdjęć, a to ze względu na poranne oświetlenie, które sprawiało, że północne stoki Babiej Góry okryte był wspaniałą, żywą zielenią.

Mało tego, na wysokości 900 m n.p.m. były zawieszone gęste białe chmury, które kończyły się na końcu wsi Rabcyce po stronie Słowackiej, co ze szczytu wyglądało niesamowicie. Pierwsze wejście na Królową Beskidów było już za mną i udawałem się właśnie na Przełęcz Brona, z której wolnym krokiem poszedłem do Schroniska na Markowych Szczawinach, które aktualnie było w rozbiórce, ale jeszcze dwa pokoje były dostępne oraz lokal gastronomiczny. O tej porze - a była już 8.54 - było mnóstwo ludzi przy schronisku. Tutaj powracając myślami do mojej wyprawy z sierpnia 2006 postanowiłem, że tak jak prawie rok temu zatrzymam się w tym samym miejscu aby odpocząć i zjeść moje pierwsze śniadanie na łonie dzikiej natury.

Po odpoczynku Górnym Płajem (niebieskim szlakiem) powędrowałem na Akademicką Perć. Jako, że nigdy jeszcze nie szedłem tym szlakiem, to wywarł on na mnie ogromne wrażenie. Już na samym początku jego drewniane schody robiły duże wrażenie. Po paru minutach te drewniane zamieniały się powoli w kamienne schody, którymi szło się bardzo przyjemnie. I tak przekroczyłem legendarny Szumiący Potok. Dlaczego legendarny? Bo legenda głosi, że kto raz się napije wody z tego potoku, ten będzie tu wracał do końca życia. Więc się napiłem. Dodam, również że idąc szlakami Babiej Góry postanowiłem sobie, że napiję się wody z każdego źródełka jakie napotkam na szlakach. Szumiący Potok był już czwarty. Idąc wyżej czułem jak zwiększa się nachylenie stoku, ale za to widoki stawały się coraz piękniejsze.

Po raz pierwszy miałem okazję zobaczyć kamienną lawinę z dołu. Po chwili znalazłem się już na skalnej półce, do której ścian przytwierdzone są łańcuchy. Przyznam, że w tym miejscu są one całkowicie zbędne, ale dla bezpieczeństwa niech tam będą. I tu miałem swoje pierwsze spotkanie oko w oko z sarną na szlaku. Wybiegła szybko zza tej ściany skał przecinając mi szlak. Na szczęście udało mi się ją uchwycić w obiektywie co możecie zobaczyć na zdjęciu. Dalsze wejście Akademicką Percią to już były dalsze schody oraz drugie skalne podejście za pomocą łańcuchów. Tutaj już skorzystałem z łańcuchów, bo bez wątpienia ułatwiają w tym miejscu wejście. Po tych łańcuchach już nie mogłem się doczekać 8 metrowej pionowej ściany, o której mówił mi tyle Pawelk.

Ale po dłuższej chwili przyszedł czas na nią. Wejście bardzo mi się spodobało, bo było tu 6 klamer i łańcuchy, które ułatwiały wejście. Widoki z pewnością z tego miejsca należą do najpiękniejszych na Babiej Górze. Po zdobyciu tej ściany reszta szlaku już była taka sama, bo już do samego szczytu szło się skalnymi schodami wśród Gołoborza - czyli morza skał i głazów różnej wielkości - ale nie znaczy to że była to gorsza część, bo widoki stawały się coraz piękniejsze. I tak zdobyłem drugi raz szczyt Babiej Góry tego dnia. Zatrzymując się na chwilę na szczycie odpocząłem i zacząłem schodzić zielonym szlakiem do Lipnicy Wielkiej. Wtedy też spotkałem, małżeństwo, które się mnie spytało jak to jest, że ja schodzę już tędy drugi raz i czy ja tak lubię Babią Górę. Odpowiedź była jasna jak sakramentalne TAK.

Mało tego, schodząc, na wysokości Krzywego Potoku minąłem księdza, który powiedział mi Szczęść Boże, co mnie bardzo zdziwiło. A na forum mówili, że będzie problem z duchownymi na szczycie... Po zejściu do Lipnicy Wielkiej i przygotowaniu sobie kanapek na trzecie już zdobywanie Babiej Góry - a była dopiero 11.47 - ruszyłem drogą lipnicką z powrotem zielonym szlakiem na szczyt Diablaka. Było to już moje trzecie podejście tego dnia i nie ostatnie. Co prawda nie szło mi się równie dobrze co za pierwszym razem, ale było dobrze. Jeszcze raz napełniłem butelkę wodą z Krzywego Potoku, po czym już do samego końca idąc bez odpoczynku zdobyłem kolejny raz szczyt Królowej Beskidów. O tej porze poranne chmury, które rozciągały się tu nad Orawą zniknęły, a widoczność się poprawiła.

Postanowiłem, że pójdę tak samo jak 6 godzin temu - czyli na Przełęcz Brona, do Markowych Szczawin i czwarty raz wrócę Akademicką Percią na szczyt Babiej Góry. Drugie już zejście czerwonym szlakiem do Markowych Szczawin było równie piękne co to pierwsze, bo dalej byłem zachwycony tą czerwcową zielenią, której tu nie spotka się w żadnym innym miesiącu. Teraz już zmęczony będąc przy schronisku na Markowych Szczawinach szedłem powoli z myślą, że czeka mnie najbardziej męczące podejście na Babią Górę - Akademicką Percią po raz drugi. Drugie wejście Akademicką Percią nie było już takie łatwe, bo nogi były już mocno zmęczone. Wchodząc pierwszymi schodami na Akademickiej Perci zatrzymałem się, żeby pojeść specjalnej koniczyny, która smakuje jak szczaw.

Ta roślina porasta bardzo gęsto zbocza, więc pojadłem jej dużo. Polecam wszystkim ją, tym którzy jej nie próbowali - bo choć może brzmi to dziwnie - to warto spróbować. Kiedy pokonałem pierwszą półkę skalną z łańcuchami zauważyłem, że na drzewie wisi rozwieszona bluzka jakiejś dziewczyny, ale nikogo tam nie było - czyżby zapomniała czegoś? Tego nie wiem. Idąc wyżej mocno zmęczony udało mi się w końcu zdobyć szczyt Babiej Góry po raz czwarty tego samego dnia! Dla mnie był to niewątpliwie wyczyn, bo nigdy wcześniej takiego czegoś nie próbowałem i była to jednocześnie moja próba wytrzymałości. Zejście do Lipnicy Wielkiej było już bardzo miłe. Wolnym krokiem przy pięknych widokach schodziłem do Leśniczówki Stańcowa. Ale na 500m przed nią spotkałem małżeństwo z Warszawy, no tak, które już przecież mijałem.

Byli mocno zdziwieni kiedy zobaczyli mniej już po raz trzeci. Wtedy już ich krokiem doszliśmy razem do tej leśniczówki rozmawiając o Babiej Górze, a raczej o jej magii oraz klubie GÓRY-SZLAKI. Z leśniczówki podwieźli mnie pod moją kwaterę za co im serdecznie podziękowałem i powiedzieli, że spotkamy się jeszcze na forum. Mocno zmęczony już do końca dnia odpoczywałem. Pierwsze okrążenie: Lipnica Wielka 1014 - Babia Góra - Przełęcz Brona - Markowe Szczawiny - Akademicka Perć - Babia Góra - Lipnica Wielka 1014 zajęło mi 6h 50min, a drugie tą samą trasą 8h 25min - pobiłem tym samym nieświadomie moje trzy rekordy na raz. Pierwszy to ilość wejść na szczyt Babiej Góry (11), drugi to ilość wejść na szczyt Babiej Góry w ciągu jednego dnia (4), i trzeci to długość mojej najdłuższej wędrówki jednego dnia (15h 15min).

Do domu wróciłem dopiero po 20.15...

Dzień trzeci to było podziwianie wspaniałego wschodu ze szczytu Babiej Góry. Z Grzegorzem, Asią i Muchą umówiliśmy się o 1.40 w nocy pod Lipnicą Wielką 1014, skąd mieliśmy podjechać samochodem do Leśniczówki Stańcowa. Wszystko poszło według planu i o 1.58 w nocy ruszyliśmy zielonym szlakiem w całkowitych ciemnościach na szczyt Babiej Góry. Na szczęście każdy z nas miał latarki, które ułatwiały nam wędrówkę nocnym szlakiem. Mucha i Asia narzucili bardzo szybkie tempo, które można było porównać do przemarszu wojska. Niestety po mojej 15-godzinnej wędrówce i czterokrotnym zdobyciu Babiej Góry takie tempo nie służyło mi za dobrze...

Już o 2.43 w nocy zameldowaliśmy się w deszczochronie na wysokości 1350 m n.p.m. gdzie odpoczęliśmy i zrobiliśmy sobie pamiątkowe zdjęcia. Również tutaj Mucha wyciągnął pojemnik, w którym o dziwo miał ciepłe i pyszne tosty. O 2.58 wyruszyliśmy dalej bo według mojego kalendarza wschód Słońca miał się rozpocząć o 4.36 rano. Czasu mieliśmy więc dużo. Szliśmy już nieco wolniejszym krokiem, ale i tak szybko zdobywaliśmy kolejne metry wysokości bezwzględnej Babiej Góry. Na wysokości Wolarnii 1450m n.p.m. podziwialiśmy pięknie oświetloną Lipnicę Wielką, Rabcyce, Namestowo, i część Zubrzycy Dolnej. Widok był niewątpliwie przecudowny.

Na szczyt dotarliśmy bardzo szybko bo już o 3.48 nad ranem i wschodni horyzont zaczął się robić czerwony. Do wschodu mieliśmy więc 38min. Odpoczęliśmy tu dobrze przy pięknej aurze. Po chwili Mucha wyciągnął pyszne tosty, które szybko zjedliśmy co do ostatniego. Zdziwiliśmy się tym, że spało tu około 25 Słowaków ze Slanej Vody i było tu jeszcze wielu innych turystów, a myśleliśmy, że będziemy tylko my sami... Wtedy na 20min przed wschodem Słońca, Mucha wyciągnął wartą 300zł fajkę wodną, którą najpierw rozłożył, zainstalował aparaturę i podpalił tabakę o smaku jabłkowym. Wtedy zaczął palić ten specyfik przy jakże najpiękniejszej okazji - na samym szczycie Babiej Góry i to o wschodzie Słońca.

Wtedy jeden ze Słowaków powiedział, że podziwiamy wschód Słońca, bo o 4.27 wyłoniła się jego górna część znad horyzontu. Mucha był dalej zajęty swoją fajką pokoju. Wywołał tym ogromne zaciekawienie Słowaków, którzy palcami pokazywali i mówili żeby patrzeli bo on baka. Rzeczywiście jeden ze Słowaków tak był zainteresowany tym incydentem, że co chwilę wchodził w obiektyw Grzegorzowi i robił zdjęcia w stronę zachodu co było oczywiste bo nasz kolega właśnie tam sobie pykał.... Mało tego, jak Grzegorz rzucił hasło, że pobieramy opłaty w wysokości 2zł za pykanie tej fajki pokoju to ilu ludzi się popatrzyło. Widowisko i zdziwienie na szczycie Babiej Góry było naprawdę bardzo ciekawe.

Wtedy zeszliśmy trochę niżej, żeby porobić dobre ujęcia wschodu Słońca, a Mucha najwyraźniej zaczął medytować po tej fajce pokoju wstając i patrząc w stronę Orawy. Wtedy Asi zrobiło się zimno w ręce, a górna część tej fajki była mocno rozgrzana i można było ją zdjąć. Wtedy powiedziała: Urwij mi to... A Mucha niechcący, dosłownie urwał tą część, gdzie paliła się tabaka. Jego porcelanowa szyjką pękła i stąd mieliśmy tyle śmiechu, bo chyba potraktował dosłownie prośbę Asi. Stąd również wzięła się nasza nazwa tej wyprawy, bo z pewnością z tą fajką było dużo śmiechu i wzbudził ogromne zainteresowanie wszystkich tu obecnych... Tą urwaną część fajki pokoju zabrałem ze sobą jako klubowy eksponat.

O 5.04 zaczęliśmy schodzić zielonym szlakiem do Lipnicy Wielkiej. Wtedy zauważyłem, że na północnym-wschodzie już zaczynają się gromadzić burzowe chmury... Po zejściu do Leśniczówki Stańcowa dotarliśmy do Lipnicy Wielkiej - każdy w swoje strony. Ja już odpoczywałem przez resztę dnia bo po wczorajszym 15 godzinnym marszu i dzisiejszym przemarszu wojska nie miałem sił. Tego dnia jedynie zdobyłem jeszcze szczyt Wajdów Groń, a po 20.00 nadeszła długo przeze mnie oczekiwana burza, którą zwiastowały chmury tuż po wschodzie Słońca.

Czwartego dnia przygotowałem się do odjazdu i pożegnałem się z miłym gospodarzem - Januszem Jasiurą - do którego jeszcze z pewnością wrócę...

Podsumowując wyprawa była udana i to co sobie założyliśmy, to wszystko udało nam się wykonać.

Ja zaplanowałem, że wejdę 6 razy na Babią Górę - i udało mi się to w trzy dni.

Ja i Grzegorz zaplanowaliśmy, że zobaczymy wschód Słońca ze szczytu Babiej Góry - udało nam się - oglądaliśmy najpiękniejsze zjawisko na Orawie.

Mucha - pewnie marzył o pykaniu wodnej fajki pokoju na szczycie Babiej Góry o wschodzie Słońca - wykonał swoje zadanie wzbudzając tym samym zainteresowanie licznej grupy Słowaków i innych turystów.